W sobotnim meczu kolejny raz przyszło nam się mierzyć z drużyną, która do tej pory nie miała żadnej zdobyczy punktowej, czyli Maszycanką Maszyce. Kolejny raz mecz z teoretycznie słabszym przeciwnikiem był potyczką, w którą musieliśmy włożyć wiele zdrowia (dosłownie), aby zakończyła się ona powodzeniem.
Na odnowionym boisku w Smardzowicach (tam swoje mecze domowe rozgrywa Maszycanka) przyszło nam stoczyć naprawdę ciężki bój w drodze po 3 punkty. Zespół z Maszyc został wzmocniony kilkoma młodymi zawodnikami, którzy jak mniemam, w znacznym stopniu podnieśli poziom drużyny, czego efekty widoczne były w starciu z nami. Maszycanka może i nie kreowała zbyt wielu okazji bramkowych, jednak nie grała również jak zespół, który nie ma w swoim dorobku żadnego punktu, ale po kolei. Mecz rozpoczął się od scenariusza, który należało zakładać przed spotkaniem, czyli dominacją wicelidera oraz z racji warunków pogodowych (mokra murawa) tańcem na wodzie. Pierwszy groźny strzał w 4 minucie odnotował Mateusz Kałuża, który strzałem po koźle z za pola karnego zmusił bramkarza do interwencji i wybicia piłki poza linię końcową boiska. Do piłki ustawionej w narożniku podszedł Mateusz Stanek i dośrodkował idealnie na głowę Dawida Gwoździa, jednak ten uderzył minimalnie obok słupka. Jednak "co się odwlecze...". W 9 minucie Dawid Gwóźdź znalazł się w sytuacji sam na sam i strzałem a la Frankowski wyprowadził nas na prowadzenie (bardzo dobre podanie zaliczył Seweryn Golba). Było to jednak ostatnie radosne wspomnienie, jakie z tego meczu wyniesie Dawid Gwóźdź, gdyż w 15 minucie przy starcie do piłki naciągnął mięsień w udzie i konieczna była zmiana. Drużyna musiała grać 2 minuty w osłabieniu, co na całe szczęście nie odbiło się na wyniku. Kolejną dobrą okazję mieliśmy w 23 minucie, gdy Mateusz Kałuża strzelił z pierwszej piłki obok bramki po przedłużeniu podania głową przez Łukasza Stalmacha. Pół godziny gry przyniosło tylko jedną klarowną sytuację ze strony gospodarzy. Wynikała ona z błedu naszej obrony, która przepuściła długie podanie do napastnika, który przelobował Mateusza Gronieckiego, jednak na posterunku był Jacek Stępień i wybił piłkę z linii bramkowej. Odgryźliśmy się dość szybko, bo już po 2 minutach, gdy Mateusz Czekaj potężnym strzałem z 25 metrów minimalnie chybił. W 38 minucie skrzydłem urwał się Maciej Góra i dobrze dośrodkował, jednak Mateusz Kałuża z Michałem Terlikowskim zaliczyli nieporozumienie i Maciek nie odnotował asysty. Pierwszą żółtą kartkę sędzia pokazał dopiero w 41 minucie, przez co zawodnicy obu drużyn pozwalali sobie na bardzo wiele, co sędzia skwitował tytułowym: "ale to było nic". W przerwie z powodu kontuzji z boiska musiał zejść Łukasz Stalmach i nasza ławka rezerwowych niebezpiecznie się kurczyła. W drugiej połowie nad boiskiem zaczęło świecić słońce (dzięki Aniu za cenne notatki), co utrudniało zadanie naszemu bramkarzowi, który po kilku minutach poprosił o czapkę z daszkiem. Drugą część gry rozpoczęliśmy podobnie jak pierwszą, szybkim lujem ogłuszaczem, który sprowadził gospodarzy na ziemię po początkowej ich dominacji. Łukasz Jasielski "pograł z kija" w środku pola z Mateuszem Czekajem i strzałem z za pola karnego przełamał ręce bramkarza lokując piłkę w siatce. Zawodnicy z Maszyc nie zamierzali jednak składać broni i w 59 minucie uderzyli groźnie z rzutu wolnego. Strzał instynktownie w ostatniej chwili obronił Mateusz Groniecki, którego w dalszym ciągu oślepiało słońce. Okolice 60 minuty to przewaga gospodarzy, którzy wypracowali rzut wolny z bocznego sektora boiska. Dobra wrzutka z wolnego zmusiła Maćka Górę do wybicia piłki głową w poprzek pola karnego, która po sekundzie znów znalazła się na głowie Maćka, który znów wybił w poprzek, tym razem jednak Łukasz Jasielski wyjaśnił całą sytuację wybijając piłkę na rzut rożny. Ciężki moment udało się przetrwać dzięki głośnemu dopingowi naszych kibiców, który był zakłócany jedynie kościelnym dzwonem i bzyczeniem latających komarów... W 64 minucie odpowiedziliśmy groźnym strzałem głową Mateusza Czekaja po centrze z rogu Mateusza Kałuży. Strzałem niestety niecelnym. 3 minuty później napastnik gospodarzy przejął piłkę zagrywaną pomiędzy naszymi stoperami i znalazł się w dogodnej sytuacji, jednak Artur Gzyl zdążył naprawić swój błąd blokując strzał na wślizgu, a poprawka była już niecelna. Następna minuta przyniosła dobry strzał ze strony gospodarzy, z którym bardzo dobrze poradził sobie nasz bramkarz. W 69 minucie swoją okazję na bramkę miał Maciek Góra, jednak jego strzał na wślizgu obronił bramkarz. W dodatku w tej sytuacji doszło do ich zderzenia, efektem czego Maciek grał końcowe 20 minut z kontuzjowanym kolanem. Następną szanse bramkową miał Mateusz Czekaj, którego strzał z rzutu wolnego z 30 metrów bramkarz przeniósł nad poprzeczką. W 71 minucie gospodarze ruszyli z kontrą i Artur Gzyl był zmuszony do faulu taktycznego, którego rezultatem była żółta kartka i rzut wolny na 25 metrze na wprost bramki. Strzał z wolnego okazał się groźny, jednak poradził sobie z nim Mateusz Groniecki. W samej końcówce meczu szansę na dublet miał Łukasz Jasielski, jednak jego strzał z woleja z 8 metra obronił bramkarz. Trzeba dodać, że największą robotę w tej akcji zrobił Michał Terlikowski, który urwał się na skrzydle obrońcy i bardzo dobrze dośrodkował. 3 doliczone minuty nie przyniosły żadnych sytuacji i mogliśmy cieszyć się z cennych 3 punktów, które dają nam na ten moment pozycję lidera.