- autor: ArtC, 2017-11-01 13:38
-
W niedzielne popołudnie przyszło nam się mierzyć w meczu na szczycie z drugą drużyną Hutnika Kraków, która była wzmocniona kilkoma zawodnikami z pierwszego składu.
W warunkach, które do gry w piłkę nadawały się jak Arnold Boczek do mongolskiego baletu, przyszło nam rozegrać spotkanie na szczycie. Sędzia przed meczem miał wątpliwości czy na pewno dopuścić do meczu, jednak oba obozy zgodziły się, że rozegranie meczu jest możliwe, więc arbitrowi nie pozostało nic innego jak zadmuchać pierwszy raz w gwizdek o 14.00. Na samym początku spotkania na boisko wbiegł pies, który w tych warunkach radził sobie z piłką dużo lepiej niż zawodnicy obu drużyn. Po tym incydencie zawodnicy Hutnika przejęli inicjatywę. Ciągle atakowali swoją lewą stroną, co można tłumaczyć tym, iż grał tam doświadczony Byrski. W 9 minucie Groniecki został zmuszony do pierwszej interwencji broniąc strzał oddany głową. Minutę później goście mieli sytuację sam na sam, jednak ich strzał minął bramkę w bezpiecznej odległości. Po upływie 22 minut Hutnicy znów przedarli się naszą prawą stroną, jednak i tym razem ich starania spełzły na niczym, gdyż strzał wylądował na piłkołapie. W 32 minucie goście znów doszli do sytuacji sam na sam, napastnik minął nawet Gronieckiego, lecz posłał piłkę nad pustą bramką. Na 5 minut przed końcem pierwszej połówki sędzia przyznał nam rzut rożny. Gościom udało się po nim wybić piłkę przed pole karne, do której dopadł Sebastian Noga minął czterech gości i umieścił piłkę obok bezradnego bramkarza. Nie chcem, ale muszem to napisać: "Niewykorzystane sytuacje się mszczą". W ostatniej minucie strzał z rzutu wolnego gości dość niepewnie obronił Groniecki, ale co najważniejsze odbita przez niego piłka nie przekroczyła całym obwodem linii bramkowej. W drugiej połowie wiatr się wzmógł, a dodatkowo zaczął padać deszcze. Goście natychmiastowo wykorzystali grę "z wiatrem" i 3 minuty po jej rozpoczęciu wyrównali. Gola bezpośrednio z rzutu rożnego strzelił Antoniak, wykorzystując odpowiedni podmuch wiatru. W 53 minucie groźnie wyglądającej kontuzji doznał Maciek Góra, lecz jak mówi sam poszkodowany "nie złamie go to i wróci silniejszy". 10 minut po golu wyrównującym goście wyszli na prowadzenie. Znów wiatr zrobił swoje i dośrodkowanie Byrskiego zamieniło się w "centrostrzał", który swój koniec znalazł w siatce. W 70 minucie sędzia podyktował rzut wolny dla naszej drużyny za faul na Sebastianie Nodze. Do piłki ustawionej na 25 metrze podszedł Łukasz Jasielski i uderzył w słupek. 5 minut później grający z kontuzją prawie całą drugą połowę Mateusz Stanek nie dał rady przerwać kontry gości, którzy wyszli 2 na 1 z Krystianem Stalmachem. Rozegrali ten kontratak książkowo i Pachowicz mógł się cieszyć ze swojej bramki. Ostatni kwadrans to modlitwy wszystkich (łącznie z sędziami) o jak najszybszy koniec spotkania. Na 2 minuty przed końcowym gwizdkiem goście ustalili wynik meczu. Groniecki źle obliczył lot piłki dośrodkowanej z narożnika boiska, a ta trafiła na głowę Sebastiana Rozkruta, który dopełnił formalności i umieścił piłkę w pustej bramce.
Trzeba przyznać, że goście zasłużenie wywieźli 3 punkty, bo lepiej przystosowali się do tych anormalnych warunków. Pozostaje mieć nadzieję, że był to jedynie wypadek przy pracy i już w następnej kolejce uda nam się powrócić na właściwe tory w Wierzbnie.